Wczoraj wieczorem postanowiłam, że cały dzisiejszy dzień spędzimy na mieście. Ciągle przebywamy w domu, więc czemu nie? Oczywiście – wiąże się to z małymi wydatkami, w granicach rozsądku. Wstaliśmy jak najszybciej się dało – co oznacza godzinę 14:00, zjedliśmy śniadanie, wyprowadziliśmy Colina i wybraliśmy się w poszukiwaniu przygód i skarbów (tych z wyprzedaży za niewielką cenę, które cieszą najbardziej). Pogoda dopisywała, zaskoczyło mnie bezchmurne niebo i ciepłe promienie słońca – w Anglii to rzadkość, zwłaszcza w zimie. Dziś natrafiło na Bootsa. Ogrom różnorodności kosmetyków i perfum sprawił, że spędziłam tam dobre 1,5 godziny. Od dłuższego czasu uparcie poszukiwałam szminki do ust w kolorze jasnej, intensywnej fuksji.
Nareszcie znalazłam ! co prawda odrobinę ciemniejszą, ale kolor i tak niesamowicie mi się podoba. Przechadzając się alejkami kątem oka przyuważyłam stoisko REVLONu. Zaintrygowała mnie szminka w postaci kredki. Dostępna jest w matowym oraz perłowym wydaniu. Z racji, że nie przepadam za perłowymi szminkami od razu zamalowałam rękę kolorami z matowej serii. Są niezwykle intensywne i soczyste, zakochałam się. No i nareszcie znalazłam swój długo poszukiwany kolor – nr 220. Srebrny akcent na dole to nic innego jak pokrętełko, które wysuwa naszą szminkę. Idealne rozwiązanie. A co najważniejsze – pomadka jest niezwykle trwała , przynajmniej na moich ustach. Na próbę (zanim postanowiłam, że go kupię) posmarowałam się testerem. Wytrzymała ponad 5 godzin, w trakcie których : jadłam obiad na mieście, czekoladę oraz inne słodkości, piłam sok, kawę, ocierałam ustami o szalik i “cmokałam się” z chłopakiem.
Po tym wszystkim soczysty zarys i pozostałości szminki wciąż były obecne, nie musiałam poprawiać makijażu, nawet w takiej “lekkiej” wersji wygląda atrakcyjnie i niesamowicie się odznacza. Jednak musicie dbać o usta, aby taka szminka prezentowała się nienagannie. Wysuszenia, odstająca skórka, drobne pęknięcia – wszystko to odznacza się bardziej niż na innych, bardziej kremowych szminkach, które posiadam. Polecam zatem stosowanie najprostszego, domowego pillingu połączonego z Carmexem.
Potrzebujemy :
-ulubiony balsam do ciała / krem do twarzy
-cukier
Wszystko razem mieszamy i mamy doskonały peeling. Ja stosuję go po kąpieli, a po wytarciu całej mieszanki nakładam na noc Carmex, dwa, trzy razy w tygodniu. Po takiej serii zabiegów usta będą wyglądać cudownie, gwarantuję, poza tym każda szminka utrzymuje się wtedy dłużej na ustach :)
Wracajac – zapłaciłam za szminkę 7,99 funta, z tego co się orientuję na Allegro ceny są bardzo podobne, więc nie przepłaciłam. Moim zdaniem warto było i planuję zakup drugiego koloru. Oto efekt na moich ustach po 3,5 godzinach dzisiejszego biegania po mieście :
(kolor jest bardziej jaśniejszy, intensywny i soczysty, jednak przy świetle lampy nie udało mi się go odwzorować na zdjęciu)
Podsumowując. Pomadka idealnie sprawdza się nawet na dłuższe wyjścia, na kolację z chłopakiem bądź do pracy. Dostępna jest również w kolorach nude, więc nawet jako naturalne podkreślenie ust jest genialna i utrzymuje się niesamowicie długo. Z czystym sercem polecam.
Eyeliner w żelu
Kolejna rzecz – żelowy eveliner Maybelline. Mój poprzedni eyeliner w pisaku – Scandaleyes retro glam thick&thin marki Rimmel okazał się totalną porażką. W sklepie wydawał się idealny – intensywnie czarny, idealnie mokry, z łatwością i gracją malowało się po ręce (przecież nie będę malować oka w sklepie :D ). Zapłaciłam 5 funtów. Owszem, był cudowny lecz przez pierwszy tydzień, może trochę więcej. Mimo, ze starałam się o niego dbać, zawsze dokładnie zamykałam, niesamowicie wysechł, a kolor stracił na intensywności. Używałam go raz dziennie, w ciągu tego czasu nie malowałam się może jeden dzień, może dwa, więc trochę się zawiodłam. Żeby zrobić ładną kreskę musiałam bardzo mocno przyciskać, a okolice oczu są dosyć delikatne i wrażliwe. Do tej pory naciskałam końcówkę o brzeg zakrętki żeby go trochę nasączyć – pomagało, jednak i tak nieciekawie prezentował się na powiece. Żeby uzyskać efekt czerni nakładałam małym pędzelkiem czarny cień do oczu. Sprawdza się, jednak zabiera mnóstwo czasu. Nie wiem jak musiałaby o niego dbać. Plusem było to, że nie odciskał się na powiece, choć czasami po intensywnym dniu był lekki zarys. Jednak odpada nakładanie go na jakiekolwiek cienie / przypudrowane powieki, ponieważ zauważyłam iż od tego jego kondycja była coraz gorsza. Po zakupie żelowego, odstawiłam wszelkie eyelinery w pisaku.
Co do pędzelka – mnie odpowiada pod każdym względem. Przyznam – końcówka mogłaby być odrobinę bardziej zaostrzona jednak mimo tego bezproblemowo da się namalować cienką, kocią kreskę. Ja się spieszyłam i nie miałam zbytnio czasu na precyzyjne namalowanie ale efekt jest jak najbardziej satysfakcjonujący. Przyznam, że bałam się trochę przed pierwszym użyciem, że mi nie wyjdzie. Teraz wiem, że to było zupełnie niepotrzebne. Dla kogoś, kto ma nawet małe doświadczenie z eyelinerem nie będzie to stanowiło żadnego problemu. Jeśli komuś nie odpowiada, pędzelek idealnie nada się do korekty brwi bądź malowania oczu w załamaniu powieki. Sam eyeliner świetnie prezentuje się na powiece. Nie traci na intensywności w ciągu dnia, nie odbija się, nie zmywa, wygląda tak jak po nałożeniu, nawet na linii wodnej poradził sobie doskonale – minęło dokładnie 7 godzin, a wciąż są wyraźne pozostałości, nie tak intensywne i dokładne jak po nałożeniu i po 2 godzinach po, jednak są, co mnie bardzo cieszy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz